Początki konfliktu w Jugosławii
-
ulaChciałabym opisać swoją przygodę w tej pięknej Chorwacji, którą się tak wszyscy zachwycają. I marzą o tym by tu zamieszkać. Mi się udało tu zamieszkać, z mężem Chorwatem. Moje pierwsze doświadczenie w Zadarze w urzędzie miejskim (zadarskoj županji) spłukało z mojego umysłu myślenie, że Chorwaci lubią obcokrajowców. Pani wydająca akty miło nas przywitała i szeroko się uśmiechnęła gdy mój mąż wyjaśnił, że przyszliśmy po akt ślubu. Idyla trwała tylko chwilkę do momentu gdy ja otworzyłam usta. Kobieta (prawdopodobnie o imieniu Ilinka) spojrzała na mnie jak na Serbkę, która jej wybiła pół rodziny. Jaki akt ślubu, gdzie był ślub (czyli jak Chorwat mógł wziąć za żonę obcokrajowca). Mąż wyjaśniał, że w Polsce itp, itd. To dlaczego tam nie zostaliśmy skoro tam się pobraliśmy- padła impertynencka wypowiedź. Stałam jak w szoku, rozumiałam ale nie umiałam jeszcze dobrze mówić po chorwacku. Mąż podał dokumenty, kobieta je obejrzała, rzuciła na stolik i powiedziała, że na podstawie tego to ona nie wyda chorwackiego aktu ślubu. Mieliśmy międzynarodowy egzemplarz, który zawierał też język chorwacki. Mówię wiec do męża, który struchlał jak owieczka, że tam też pisze po chorwacku i, że ten dokument wziął też ambasador Chorwacji w Polsce. Na to tłumaczenie pani dumnie powiedziała to Rne vrjvedi̴ czyli jest nie ważne- czy mamy po polsku akt ślubu. Mamy- przyznał małżonek- to mamy przetłumaczyć go na chorwacki. Pokorny małżonek się zgodził. Ja nie dawałam za wygraną i zaczęłam kaleczonym do bólu chorwackim tłumaczyć, że nie ma potrzeby robić tłumaczenia dokumentu, kiedy mamy do dyspozycji ten międzynarodowy, skoro był dobry dla ambasadora i tu musi być dobry, jeśli nie niech dzwoni do ambasady i się przekona sama. Baba (że tak się wyrażę) nie mogła uwierzyć, że tak do niej mówię, albo mina była efektem próby zrozumienia moich wywodów złapała za telefon coś wystukała z głowy na klawiaturze telefonu i poczęła się kajać do słuchawki, że dzwoni, potem spytała czy może wydać dokument po chorwacku i wyjaśniać, że ona tak właśnie mówi, że nie może i znowu kajanie za to, że przeszkadza. Patrzałam na tę szopkę i nie mogłam uwierzyć, że to widzę ujęcie jak z filmu Barei. Babka prawie wykrzyczała, że właśnie rozmawiała z Zagrzebiem, choć nie wolno im przeszkadzać bo mają dużo pracy i tam też powiedzieli, że nasz akt ślubu jest nie ważny (choć nie ważne, że go nie widzieli). Kobita kazała nam wyjść z pokoju bo przeszkadzamy innym pracować i wrócić z tłumaczeniem. Małżonek posłuchał ja jeszcze chwile stałam rozdarta między komediantką, która udaje że dzwoni gdzie Bóg wie i nim. Wyszłam i mówię idziemy do kierownika to nie może tak być. Mąż się nie zgodził, bo to niedobrze podpaść u urzędasów, jak będziemy musieli robić jeszcze inne dokumenty możemy mieć jeszcze gorsze problemy potem. Przystałam i wróciliśmy do domu. Kiedy moja połowa dowiedziała się, że tłumaczenie będzie nas kosztować 200 kn postanowił zadzwonić do ambasady. Ambasador miły człowiek wyjaśnił nam, że nasz dokument jest dobry, wydany jest na podstawie konwencji Wiedeńskiej z 1973r, którą podpisała Jugosławia, dotyczy ona wydawania dokumentów takich jak akty zgonu czy ślubu itp. W językach kilku tam krajów, które podpisały tę konwencję. Oczywiście po wojnie i odzieleniu Chorwacji od Jugosławi, nowy rząd przyjął tę konwencję w dziewięćdziesiątym którymś roku i ona nadal funkcjonuje. Super!!!! Zapisaliśmy wszystko, ruszyliśmy ponownie po akt ślubu uzbrojeni w nowe informacje. Paniusia jak nas zobaczyła spytała odrazu czy mamy tłumaczenie, mąż wyjaśnił, że nie potrzeba bo na podstawie konwencji..... i tu nas pani zaskoczyła słowami: cytuję : RJa tego prawa nie znam i ono ne vrjedi!̴ Zbladłam, niekompetentna osoba na urzędniczym stanowisku pozwala sobie na taką wypowiedź. Znów kaleczoną chorwaczyzną zapytałam od kiedy nieświadomość czy niewiedza zwalnia od istniewnia tego prawa. To ja nie wiem, że w Chorwacji nie wolno kraść i pójdę kraść. Nie wiem czy w ogóle mnie ktoś zrozumiał ale znów zostaliśmy wyrzuceni. W nerwach wykrzyczałam na korytarzu mężowi, że idziemy do kierownika, tego nie można tak zostawić , oczywiście spotkałam opór, więc stwierdziłam, że jak tak to niech on sam lata po tłumaczach i to załatwia, bo ja już nic nie robie w tym kierunku. Przetłumaczony przez tłumaczy przysięgłego dokument mój mąż odstawił do županji. Po pół godzinie wrócił i powiedział, że i ten dokument Rne vrjedi̴ jest źle przetłumaczony. Ma przynieś ze sobą ten dokument co wcześniej mieliśmy, który rzekomo też Rne vrjedio̴. Jeszcze po kilku wizytach w zadarskoj županji otrzymaliśmy upragniony dokument. Jeśli chcecie tu zamieszkać, będziecie potrzebować załatwiać dokumenty w tutejszych instytucjach, porozmyślajcie czy warto.
12 października 2011
Drugim razem opowiem o przypałach w zadarskim ZUS-ie czyli o zdrastvenim siguranju, a muszę powiedzieć, że jest o czym opowiadać. -
tomekKochana Ulu, w pełni rozumiem Twoje zdenerwowanie - jednak nie bierz tego tak do siebie. To co się wyprawia w Polskich urzędach - zwłaszcza skarbowych (choć nie tylko) w cale nie dużo różni się od sytuacji jaka Ciebie spotkała w Chorwacji. 200 kn to jakieś niecałe 100 zł - u nas w Polsce Skarbówka każe sobie płącić po 300 zł za zaświadczenie o tym że nie jest się płatnikiem podatku vat - choć kto o tym ma wiedzieć lepiej niż sam urząd... Kraj absurdów. Po wejściu do UE (a na to się zanosi) beton biurokracji zacznie kruszeć i z czasem skruszeje ale na to potrzeba czasu. Zobaczysz za 3-5 lat będzie zupełnie inaczej ;-) Zmieni się pokolenie, zmienią się też nalecałości. pozdrawiam i życze wszystkiego najlepszego !
14 października 2011 -
darekCo za bzdury piszesz dziewczynko!!! Przypomnij sobie 1939 rok!
7 czerwca 2012